sobota, 16 lipca 2016

Wyścig z mózgiem


  Ile razy nam się zdarza, że podczas treningu albo długich zawodów mimo, że mamy zapas mocy coś nam z tyłu głowy mówi, że ciężko, że nie damy rady. Świadomość wysiłku jakim nam został, kilometrów jakie mamy jeszcze do pokonania powoduje, że mamy wątpliwości. Dobrym przykładem jest maraton, sławetna ściana spotyka w większości nas na 35 - 40 kilometrze, mówi się z resztą że ten wyścig tak na prawdę zaczyna się od 30 kilometra i coś w tym jest, potem już biegnie tylko głowa. Po przekroczeniu granicy trzeciej dziesiątki nie mamy już rezerw glikogenu w mięśniach, wszystko jest w naszym umyśle, teraz zależy to naszego nastawienia od naszej strategii myślowej. Ludzie pierwotni jak polowali na mamuty całymi dniami ganiając na własnych nogach za zwierzyną nie skupiali się na momencie kiedy wrócą do jaskini, koncentrowali się na celu jakim było ubicie jakiegoś mięcha bo byli głodni. Nie patrzyli na własne nogi jak umęczony środek transportu, interesowali się otoczeniem, obserwowali wszystko by znaleźć ofiarę za którą potem gonili. Często się zdarzało, że takie polowanie było podejmowane klika razy bo coś im zwiało nie raz, zatem cały dystans dnia mieli podzielony na części. My kiedy biegniemy przez dłuższy czas nasz organizm wysyła nam sygnały, że próg komfortu został przekroczony, że jest mu niedobrze. Mózg boi się, że zużyjemy cały zapas energii jaki mamy w mięśniach i wysyła myśli "jeszcze daleko", "opadasz z sił" itp. Jest to normalna reakcja organizmu. Sekret by go zwieźć swój stosując i ćwicząc regularnie pewne sztuczki psychologiczne wobec samego siebie. Kiedy biegniemy dłuższy dystans warto podzielić go na odcinki kończące się umówioną w głowie metą, po jej przekroczeniu wyznaczamy nową część, pozwala to zwieźć nasz umysł który skupia się na efekcie końcowym odwlekanym aż do faktycznej linii końcowej. Kiedy podczas zawodów, czarne jak chmury deszczowe nasze wahanie się nie daje nam spokoju przenieśmy uwagę na coś innego, pomyślmy na przykład co jutro mamy kupić na obiad, sporządźmy w myśli listę zakupów. To może być cokolwiek, ważne by nasze wątpliwości były zajęte planowaniem czegoś innego. Magda Dołęgowska w książce "Szczęśliwi biegają ultra" by przezwyciężyć kryzys po prostu sobie śpiewa by zagłuszyć swoje obiekcje. Ja mam tak, że jak przychodzi moment załamania to muszę sobie nawrzucać by się zmusić do ostatecznego wysiłku. Podczas maratonu w Dębnie byłem dobrze przygotowany, ale na 38 km dopadły mnie potworne głosy z wewnątrz, ze prawe kolano mnie kłuje, że to dramat i chyba trzeba zejść z trasy. Prawda taka, że poczułem ból w kolanie, ale nie był na tyle silny by przestać biec. Oceniłem szybko sytuację na zimno i ruszyłem dalej, powiedziałem do siebie "co ja nie dam rady? Ja nie dam rady!! Nie płacz ofiaro zasrana tylko do przodu!". Pomogło tak skutecznie, że nawet przyspieszyłem, skończyłem z dobrym czasem.
  Nasza głowa to potężne narzędzie, ale i jednocześnie i czasami potężny hamulec gdy chcemy przekroczyć nasze granice. Kiedy opuszczamy tzw. komfort level zaczynamy walkę ze samym sobą, jesteśmy swoim przyjacielem i wrogiem, trochę to przewrotne, ale człowiek już tak ma, że nic nie robi wprost i instynktownie jak zwierze tylko kalkuluje i ocenia, taka już nasza natura:)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz