poniedziałek, 22 sierpnia 2016

2 rekord świata na 200 metrów :)


  Mój syn, mój wspaniały wojownik to wspaniały mały wielki człowiek. Jest kruchej budowy i małego wzrostu jak na sześciolatka, ale serce do walki ma jak prawdziwy wielki wojownik, taki mały wielki figther. W ostatnią sobotę startował w swoich drugich zawodach biegowych. Dystans co prawda dwieście metrów, ale emocji tyle było jakby pobił swój drugi rekord świata. Od samego początku kiedy wiedział, że znowu zostanie zawodnikiem, mówił "będę się ścigał, wygram", duch rywalizacji udzielił się Szymkowi na dobre. Tym razem jego mama dopilnowała odpowiedniego stroju sportowego, ubrany był kolorystycznie i odzież była wykonana z materiałów technicznych jak na rasowego biegacza przystało. W tym samym dniu jego rozbiegany staruszek startował w półmaratonie, więc mieliśmy oboje podwójna mobilizacje, każdy każdego dopingował. Nadeszła ta chwila, poszliśmy z Szymonem na początek, ja obstawiałem start biegu, mama metę. Cały czas mój syn zaciskał pięści w geście walki i mobilizacji, stanął w środku stawki i czekał skoncentrowany, poszli! Biegł jak wiatr, jak wicher, nawet nieźle mu szło do kiedy jakiś kretyn z dorosłych nie wbiegł na tor i zagrodził mu drogę. Szymek zwolnił i ominął go na szczęście, dalej przyspieszył, zbliżał się do mety, biegłem obok toru i byłem zdumiony jak zasuwa, docierał do początku stawki, w końcu meta! Oczy mu błyszczały z radości jak diamenty, uśmiechał się i nieważne, który był liczyło się że znowu pobiegł i znów się zrealizował:)





  Na mecie dostał upragniony medal i puchar od nas, jaki byłem i jestem dumny. Jakie to wspaniałe uczucie być dumnym ze swoich dzieci, dostaje się wielkich orlich skrzydeł i wszystko wtedy można. Do swojego biegu przystępowałem zmotywowany, wiedziałem że cokolwiek się będzie działo to jest super dzień, nic mi go nie popsuje, to był nasze wspólne święto biegaczy w rodzinie. Oboje zamierzaliśmy walczyć do końca, ja w półmaratonie obiecałem sobie że nie odpuszczę, żeby mój syn i moja córka była dumna ze mnie, wiedziałem nie mogę ich zawieźć. Nadeszła chwila mojego startu.



 Trasa półmaratonu miała dwie pętle, i nie wiem dlaczego ale biegliśmy w tę stronę gdzie 3/4 trasy było pod górkę, trochę było to niezrozumiałe ale ok i niech tak będzie. Biegłem z narastającą prędkością, miałem opaskę z międzyczasami na ręku, niestety szlag ją trafił na 7 kilometrze i ją zgubiłem. Na 18 kilometrze nastąpił mały kryzys, ale zebrałem się do kupy i dobiegłem w czasie 1:45, dwie minuty gorzej niż miało być, ale byłem i tak zadowolony. Przed maratonem we Wrocławiu daje to pozytywny prognostyk.




 Do tego najważniejszego biegu jesiennego jeszcze trzy tygodnie, nie poprawię jakoś super się do tego czasu, ale widoki są dobry na zamierzony rezultat. Zatem drogi Wrocławiu drżyj przede mną;)


czwartek, 11 sierpnia 2016

Silne nogi i silna głowa


 My biegacze amatorzy mam często tak, że nie odpuszczamy treningów, nawet wtedy kiedy niekoniecznie czujemy, że to nasz dzień. Nasza ambicja nie pozwala na odpuszczenie kilometrów bo przecież mamy swój cel, którym są jakieś zawody, czy inne wydarzenie sportowe. Pracujemy często cały sezon na jedną chwilę by na mecie cieszyć się ze zrealizowanego planu, ponosimy wyrzeczenia nie będąc z rodziną, poświęcając czas i dzieląc go pomiędzy pracę, naszych bliskich i naszą największą pasję, bieganie. Nasza głowa jest zaprogramowana na jeden cel, celebracje końca biegu, końca planu. Przychodzi ten moment kiedy stajemy na stracie, wśród nas tysiące biegaczy, jesteśmy poddenerwowani, czujemy przedstartową adrenalinę, udziela nam się euforia i energia tłumu. Jesteśmy w trakcie biegu, niech to będzie maraton i na 26 kilometrze przeszywa nas ból pleców, tak mocny że się zatrzymujemy..O co chodzi przecież byłem tak dobrze przygotowany! Z niewiadomych przyczyn nie można biec, ból jest nie do zniesienia. Organizm wysyła jasne sygnały, nie dziś i nie w tym biegu. Dostaje szału i chce mnie się płakać, używam w myślach wszystkich inwektyw jakie znam we wszystkich językach jakie znam. Nie daje rady muszę hamować, chce mi się wyć, po tylu kilometrach, po tylu miesiącach przygotowań po prostu staje w miejscu.
Uczucia jakie wtedy mi towarzyszą, emocje są nie do opisania, jeden wielki gejzer złości i nienawiści do siebie, tysiące razy powtarzane pytanie co poszło nie tak?? Gdzie był błąd, gdzie go zrobiłem??
Jest to najczarniejszy ze scenariuszy dla biegacza, ale może przytrafić się każdemu. Wtedy obwiniamy się za to jak się przygotowaliśmy do zawodów, szukamy często dziury w całym, ale to normalna reakcja naszej psychiki. Ważne by ten stan nie utrzymywał się zbyt długo, bo wtedy, cały trening i bieganie może nam zwyczajnie zbrzydnąć na bardzo długi okres. Po jakimś czasie, trudno określić jak długim, każdy ma inaczej trzeba podejść na chłodno do tego co zaszło. Musimy przeanalizować wszystko od samego początku. Cały cykl przygotowań, aż do zawodów, musimy umieć wyciągnąć wnioski z tej srogiej nauki dla nas. Bardzo dobrym sposobem przetrawienia, przeanalizowania krytycznego jest rozmowa i podzielenie się swoimi spostrzeżeniami z kimś bardziej doświadczonym. Oprócz porad, taka osoba wspomoże, wesprze dobrym słowem i sprawi, że na nasze problemy spojrzymy z innej perspektywy. Ja osobiście zawsze wszystkim polecam rozwiązywanie wszystkich zawiłych problemów w taki sposób, bo często czyjaś opinia może nas wzbogacić i sprawić, że nasza głowa będzie wtedy spokojniejsza i gotowa do następnych trudnych zmagań.





środa, 10 sierpnia 2016

Zawodowe bieganie, po co?!!


 Wszystkie media trąbią o naszych ciężarowcach i ich koksowaniu. Siedząc cały dzień w pracy słuchałem wiadomości i co rusz, a to jeden z braci Zielińskich, a to drugi zainfekowany nandronolem, rzygać się chce już od newsów. Duch olimpijski? Jaki duch, koksują bo kasa i pieniądze, Rosja to już kuriozum fałszu i obłudy w dopingu. Pytanie przewrotne, ale słuszne po co sport zawodowy...Po jaką cholerę oglądać herosów, jak nie ma gwarancji że koksują i nas po prostu oszukują. Wiem oczywiście, że nie wszyscy ćpają anabole, ale współczesny sport jest po uszy umoczony w aferach, nie wiemy tylko jakich. To co wybucha to wierzchołek góry lodowej, presja i kasa robią ludziom wodę z mózgu. Perspektywa zdobycia medalu na olimpiadzie jest tak silna, że Tomasz Zieliński mistrz Europy wziął porcje środka dopingującego rodem ze średniowiecza i na co liczył...na czary, że mu się uda. Oglądam olimpiadę, czekam na królową sportu lekką atletykę, ale mam obawy czy to co oglądam to biegający koks czy prawda. Dla mnie sport amatorski to perła emocji, to co jest prawdziwe. Amatorzy mają w dupie koks, liczą się emocje i pasja.



 Kiedy biegniemy na 10 kilometrów czy nawet maraton..ktoś koksuje? Po jaką cholerę! Ewentualnie jakiś frajer skróci sobie drogę biegnąc na skróty, ot tyle. Pierwsze co jest podstawą to, że biegamy dla siebie, dla rodziny, nawet jeśli nawet nasz trening wykracza daleko poza normę amatorską, czy zaczynamy biegać jakieś kosmiczne dystanse od 50 km wzwyż to ciągle robimy to dla siebie, by zmierzyć się ze sobą, z własną słabością, granicą, z własnymi demonami. Najczęściej nagrodą na mecie jest uśmiech, euforia, niekontrolowany wybuch endorfin i własne, magicznie indywidualne spełnienie samego siebie.



wtorek, 9 sierpnia 2016

Bieganie progresywne


 Bieganie coraz szybsze, coraz efektywniejsze to marzenie każdego. Rodzajów treningów, filozofii trenowania jest multum, tyle trenerów i tyle szkół podejścia do zagadnienia. Ja wiem jedno jeśli chce się osiągać jakiekolwiek wyniki, jakiekolwiek jakościowo lepsze kilometry trzeba biegać progresywnie. Takie pokonywanie dystansu ma kolosalne znaczenie w przygotowaniu do zawodów. Zwykle na końcówce czy to maratonu czy biegu na dziesięć kilometrów nasze rezerwy przy końcówce topnieją, nie mamy siły by dobrze skończyć. Dlatego zawsze jak biegam staram się zacząć wolniej i z każdym kilometrem aby moja prędkość rosła. Tak by na finiszu mojego dystansu jeszcze mieć siłę docisnąć i powalczyć na mecie. Bieganie z prędkością narastająca ma tę zaletę, że przyzwyczaja nasz organizm do takiej pracy, podczas maratonu bieganie według strategii negative split daje najlepsze efekty. Biegniemy pierwszą połowę wolniej, a drugą szybciej, nasza prędkość narasta. Jak statystyki pokazują większość dobrych wyników na królewskim dystansie jest osiągana w ten sposób.
 Zaczynając swój trening po rozgrzewce biegając progresywnie sprawiam, że mój wewnętrzny silnik rozgrzewa się coraz mocniej, wchodzi na obroty stopniowo nie tracąc na pierwszych kilometrach zbyt dużo energii. Rozpędzam się sukcesywnie i pod koniec wydaje mnie się, że już nie mam siły
i w tym momencie staram się tą chwilę utrzymać jak najdłużej prując do ostatniego kilometra lub jeszcze dalej. Próbuję wypracować sobie zawsze mocniejszą końcówkę, wiem że zaprocentuje to na zawodach na, których  nie ma czasu na analizę strategii jak widzę metę to redukcja biegu i jazda. Dobry koniec to uśmiech i spełnienie, zatem wolno, potem szybko i dzida:)










poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Bogu dziękować


  Wiele osób biega bo jest to naturalne i normalne. Wychodzą na trening kiedy chcą i gdzie tylko dusza zapragnie. Ruch jest dla nas jak oddychanie, staje się rutyną niemalże i nie wyobrażamy sobie by mogło być inaczej. Prawdą jest, że punkt widzenia zależy zawsze od punktu siedzenia, a może bardziej od punktu położenia. To znaczy kiedy nam niczego nie brakuje, a zwłaszcza zdrowia wszystko jest dla nas normalne, nie musimy się obawiać, że nie będziemy biegać. Od lat uprawiam szereg aktywności ruchowej i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Co by jednak było gdybym nagle stracił taką możliwość, czy wtedy nie załamałbym się? Jak dużo mam i inni ludzie, że mają tę wolność udania się gdzie chcą. Mogą pobiegać..ot tyle, ale i aż tyle. Jak sobie pomyśle kiedy kilka lat temu pracowałem jako wolontariusz w szpitalu na oddziale onkohematologicznym oraz w hospicjum dla dzieci co te osoby oddały by by być na moim miejscu to wiem, że dużo mam, tylko za często o tym zapominam. Zapominam bo tak mi jest dobrze, bo to normalne. Ludzie odklejeni od takich wydarzeń żyją w swoich własnych często światach nie wiedząc, że obok nich ktoś inny rozgrywa walkę o swe zdrowie, przeżycie. Kiedy biegamy wiedzmy, że pełni szczęścia i tak nie osiągniemy pewnie nigdy, zawsze za słaby wynik będzie na zawodach, zła pogoda i niechęć do wyjścia na dwór by zrobić dobre rozbieganie, ale raz na jakiś czas uświadom sobie , ktoś nie może być wolny jak Ty biegaczu, doceń to co masz i ciesz się swymi kilometrami jak dziecko.


.

piątek, 5 sierpnia 2016

Odpier.... sie!!



  Jak to się mówi są ludzie i klamki i to święta prawda. Biegam wczoraj po moim ulubionym parku wieczorem i mijam biegacza, którego co rusz widzę regularnie od kilku miesięcy. Pozdrowiłem go kilka razy z resztą co wydawało mnie się naturalne. Obserwowałem tego młodego chłopaka i biega praktycznie jak by chciał sobie ręką i dłonią wybić zęby uderzając w brodę. jego ruch rąk odbywa się po elipsie i lekko tylko cofając je do tyłu. Biega chłopak w totalnym przykurczu barkowym, wczoraj tak się złożyło, że zasuwaliśmy jednym tempem alejką parkowa i postanowiłem się odezwać do niego. Zapytałem "cześć biegasz tu często i widzę Cie regularnie", on na to "co???" i się zdziwił, że ktoś zabrał głos. No to powtórzyłem kwestie z zaproszeniem na wspólne treningi mojej grupy biegowej, pomyślałem można by mu pomóc łatwiej biegać...Jakież było moje zdziwienie jak po 5 minutach mojego małego monologu..Gość mówi do mnie "weź odpierdol się ode mnie".........
Szok jaki przeżyłem spowodował, że aż zahamowałem, ten pacjent wytrącił mi oręż z ręki, nie wiedziałem co powiedzieć...Pomyślałem sobie no ok, może narzucam się zbyt gwałtownie, ale kurde przecież chciałem dobrze i nie miałem broń mnie Panie Boże złych zamiarów! No nic na klamke nic nie poradzę, pomyślałem. Może gość miał zły dzień, może nie lubi jak ktoś mu przeszkadza
w treningu, ale żeby tak od razu flugać? Nie nie ma co dać się zwariować, jest to wyjątek na tle całych mas biegających, które są mega pozytywne. Obrazu biegaczy nie popsuje mi nawet jeden cham biegający po moim parku.









czwartek, 4 sierpnia 2016

Pobiec Maraton i zostać królem

 Do Maratonu we Wrocławiu zostało już tylko półtora miesiąca. Okres bezpośredniego przygotowania jest w szczycie u mnie. Mocne treningi tempowe przeplatane długimi rozbieganiami. Miesiąc równy przed startem sprawdzian w półmaratonie w Aleksandrowie Łódzkim powinien dać obraz wstępnego wyniku na królewskim dystansie. Zawsze przed startem mam obawę czy te czterdzieści dwa kilometry mnie nie pokonają, nie dobiją. Podczas tak długiego biegu zawsze coś może się stać, nigdy nie gwarancji co nam może pójść nie tak. Jak biegłem w Krakowie zachowałem się nieodpowiedzialnie wobec swojego żołądka i poczęstowałem się żelem od organizatora. Pech chciał, że nigdy wcześniej go nie próbowałem. Efekt taki, że od 35 kilometra miałem torsje i było mi bardzo niedobrze, z wyścigu o czas miałem wyścig z samym sobą czy w ogóle dobiegnę i nie padnę trupem przy końcówce . Teraz nie ma szans bym coś eksperymentował z czymkolwiek, ostatni maraton z Korony Polskich Maratonów i nie ma opcji bym coś schrzanił, musi pójść wszystko dokładnie jak zaplanowałem sobie, bo inaczej się poharatam ze złości. To będzie koronacja na ostatnim z pięciu biegów jakie wchodzą w skład tego tytułu.
 Profil trasy jest w miarę płaski i szybki, trasa co ważniejsze nie jest rozgrywana na jednej i tej samej pętli, co dla mnie zawsze jest frustrujące. Jak biegłem w Dębnie bardzo źle czułem się powtarzając kolejny raz ten sam kawałek trasy, w Krakowie było trochę inaczej bo dwie długie pętle, ale i tak obracając drugi raz nie było jakoś oryginalnie. Wrocław szykuje się zatem bardziej ciekawie, od pierwszego kilometra zawsze coś innego.



Nie zaniedbuję przygotowania siłowego, crossfit i siłownia dadzą  mam nadzieję poczucie, że na 37 kilometrze będę jeszcze mógł przycisnąć i biec do mety jak wiatr by nie zmarnować szansy na swoją życiówkę. Odliczam dni do kiedy stanę na starcie po dumę, satysfakcję i spełnienie.

środa, 3 sierpnia 2016

Po co biegać samemu???


 Od kiedy założyliśmy z grupą przyjaciół w Łodzi grupę biegową to każde niedzielne wybieganie, bądź nawet krótkie rozciąganie jest bardziej ekscytujące. Trening w grupie daje satysfakcję, że można podzielić się swoim spostrzeżeniami, coś ciekawego od innych usłyszeć. Poza tym wspólne spotkania mocno motywują do pracy nad sobą i rozwojem w kierunku lepszego biegania. Straszną frajdę mi sprawia jak mogę komuś pomóc kto dopiero zaczyna, ustrzec przed błędami które ja popełniałem, czasami za to słono płacąc. Szkoda tylko, ze tak późno wpadłem na pomysł żeby zorganizować coś dla innych. Odbyło się dopiero parę treningów w Łodzi, ale recenzje są bardzo dobre co skłania mnie do jeszcze większego wysiłku by zapraszać innych do nas. Mam plan zarażać innych swoją pozytywną pasją, która może tylko przynosić same korzyści.



Tutaj w spólne rozciąganko


nie ma jak plecy poćwiczyć kołyską


mięśnie brzucha również rozciągać trzeba:)


  Jak ktoś by chciał z nami w Łodzi pobiegać serdecznie zapraszamy do Parku na Zdrowiu w każdą niedzielę przy Pomniku Czynu Rewolucyjnego o 19,00. Jak coś do zobaczenia:)




Biegacz pierwotny

Człowiek jest anatomicznie przystosowany do biegania, posiadamy największą ilość ścięgien ze wszystkich zwierząt, jesteśmy w stanie chłodzić swój organizm pocąc się, możemy swój oddech kontrolować świadomie. Jesteśmy w stanie zabiegać zwierze na śmierć, tak kiedyś robili ludzie pierwotni. Prowadzili koczowniczy tryb życia, ciągle w marszu, polowali biegając za zwierzyną, nie mieli koni tylko polegali na swych nogach. Dziś postęp cywilizacyjny odebrał ludziom to co mają wrodzone, możliwość rozwoju ruchowego. Człowiek stał się wygodny, wszędzie podjedzie samochodem, nawet do głupiego sklepu. Ludzkość cierpi chronicznie na otyłość, już dzieci nie odchodzą od komputera, telefonu. Teraz jest wszystko szybkie i proste to odebrało nam chęć wyjścia, chęć ruszenia się, nie musimy ganiać po lesie za mięsem ale przez to sami staliśmy się ociężali i leniwi. Homo sapiens niby wie o tym, ale nic z tym w większości nie robi, jest stworzony do ruchu jak nikt inny, a nie chce w pełni z niego korzystać. Stąd wzięły się wszelkie choroby aparatu ruchu, schorzenia kręgosłupa i wiele innych chorób od wieńcowej do depresji włącznie. Człowiek współczesny gania za wszystkim co stanowi substytut dobrobytu, pieniądze, władza, wszelkie dobra materialne, a zapomina o sobie. Dziś istnieje cała masa wyścigów w pracy, które powodują stres, ludzie którzy nie mają tego gdzie rozładować po wielu latach takiego życia chorują bo organizm dłużej nie jest w stanie ponosić kosztów dużej presji. Zwierzęta, na które poluje drapieżnik są w stresie bo są na celowniku kogoś kto jest wyżej w drabinie pokarmowej i jak reagują na to? Po prostu ucieczką, my w biurze jeśli ktoś silniejszy nas atakuje nie mamy takiej opcji by wiać od razu, wszak od razu byśmy wylecieli z pracy. Jesteśmy w stresie i jeśli tego nie rozładujemy, nie wybiegamy na przykład to się po prostu na nas odbije wcześniej czy później. Nie jesteśmy ze stali, nie mamy patentu na wieczność, ale jak się mówi ruch to zdrowie, w jego prostocie tkwi cały geniusz naszego rozwoju w kierunku bycia bardziej szczęśliwym i lepszym, zatem buty na stopy i spróbujmy!





wtorek, 2 sierpnia 2016

Zdrowy psychicznie biegacz


  Nawet w bieganiu można się zatracić, amatorzy mają to do siebie że czasami ich ambicja powoduje mnóstwo kontuzji. Często jest tak, że nie odpuszczamy, mimo kataru, jakiegoś złego samopoczucia, ważne by odhaczyć w dzienniczku treningowym zaliczony bieg. To prowadzi po równi pochyłej do uszczerbku na zdrowiu czy tego nie chcemy czy nie. Nie jesteśmy niezniszczalni, nie jesteśmy ironmenami. Nasz organizm zawsze wysyła nam sygnały, temat przetrenowania to temat rzeka, nie będę się wysmętniał w tej materii. Najważniejsze byśmy słuchali swego ciała, swego samopoczucia, nic na siłę. Odpuszczony czasami trening bo coś nie tak jest z nami, nie ten dzień, nie to samopoczucie, w połowie po hamulcach. Nie jest to sygnał, że nie potrafimy trenować, czy mamy słabą formę. Po prostu teraz nie czujemy, że trening będzie taki jak powinien być. Czasami trzeba dać sobie spokój, udowodnić, że nasze trenowanie to nie tylko ciągłe bieganie, siłownia i śrubowanie wyników. To także umiejętność podchodzenia do siebie z dystansem, oceny możliwości w danym momencie. Odpuszczona sesja może zaprocentuje, że następny dzień będzie na dwieście procent. Nie można się zatracić nawet w bieganiu, chcemy być lepsi każdego dnia po to trenujemy godzinami, dniami, tygodniami i miesiącami. Jednak zluzowanie sobie czasami powoduje, że nasza głowa będzie zawsze mogła na chłodno i rozsądnie przeanalizować to co się z nami dzieje w danym momencie. Poza tym umiejętność rezygnacji w danej chwili z czegoś ważnego co robimy może dać nam dystans do samych siebie i świadomość, że to co robimy nie przejęło nad nami kontroli. Biegamy to biegajmy, ale nie dajmy się nigdy zwariować więc jeśli dziś odpuściłeś to jutro na pewno dociśniesz i wyjdzie super wybieganie;)