czwartek, 28 lipca 2016

Angielskie bieganie


 Zdarza się mnie być co jakiś czas regularnie w Anglii w Derby, są to okolice Nottingham. Jak by porównać ilość osób biegających w Polsce i tu to bijemy ich na głowę. Tutaj prym wiedzie po pracy pub i bilard, czyli tzw. popularnie się określa u nas gra w kulki. Z drugiej strony, aż do północy UK
w zasadzie nie mają oni gdzie biegać. Mało lasów, wszędzie drogi, ronda, osiedla tych samych domków z czerwonej cegły. Mało urokliwe tereny, tylko drogi albo pastwiska, nie nastraja to do odkrywania coraz to nowszych terenów biegając. Angole dbają o swoja rozwiniętą infrastrukturę dróg, która robi wrażenie. Nie mniej biegając można czasami zabić się o ich znaki informujące, które wyrastają z ziemi nagle przed oczami, są tak samo wielkie jak ja bez mała.





Najbardziej zabawne jest to, że przejście dla pieszych to jakaś mrzonka poza miastem. Jest chodnik i potem się kończy, musisz skakać pomiędzy autami. Najbardziej pocieszające jest to że nas tu pełno, nawet na tablicach nasza twórczość podwórkowa jest widoczna, czyli spray z farba i bazgroły, tu ktoś wyraził dobitnie swoją miłość do naszego pięknego polskiego kraju pisząc poland love. Może to jednak nie Polak, a ktoś kto umiłował nasza ojczyznę, mniejsza o to.




  Na pewno w Szkocji jest piękniej, więcej gór, na pewno jest tam bardziej wietrznie, a tu bardziej mokro przez deszcze, które niemiłosiernie ten kraj nawiedzają. Tutaj mówią, że najlepszym przyjacielem Anglika jest deszcz, albo się z tym pogodzisz albo masz przesrane. Sumując jak mam wybierać wole swoje strony rodzinne, gdzie może jest bardziej krzywo na chodniku, może mniej wszystko uporządkowane, ale mogę sobie wybrać park w którym chce biegać. Nie wszystko przypomina bliźniaki budowlane, jest fajniej bo jest niejednakowe, nawet jak pokraczne, ale ważne że moje rodzinne miejsce i je kocham i nie zamienię nigdy na żadną Anglię.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz