wtorek, 28 czerwca 2016

Ścigając antylope


  Dzień jak co dzień dziś, dzieci mają wakacje oprócz syna.  W pracy napięte terminy, klienci gonią za zapomniane spotkania, szef naciska na realizacje celów, cały dzisiejszy galimatias sprawił, że cała głowa pękała w szwach od ciśnienia. Po pracy byłem wypompowany emocjonalnie dziś i w ogóle nie miałem ochoty na żadne bieganie. Pomyślałem nie idę w teren mam serdecznie dosyć, to był dzień z rodzaju mam wszystko gdzieś i chrzanie wszystkich. Po godzinie dwudziestej moje stopy przywdziały jednak buty, pobiegłem. Nagle cała moja złość, frustracja powodowały coraz szybsze tempo, nawet nie wiedziałem jakie, mknąłem coraz szybciej, drzewa śmigały jak na karuzeli. Zrobiło się ciemno, a ja biegłem ile sił miałem, moja złość na wszystko, moja agresja napędzały moje nogi niczym silnik lokomotywy. Miałem wrażenie po ciemku, że ścigam antylopę, że zaraz ją dorwę i przegonię, chciałem ja wyprzedzić, zdławić i unicestwić. To była moje biegnące przede mną całe moje dzisiejsze sfrustrowanie, na czternastym kilometrze dorwałem czorta, byłem szczęśliwy i zrealizowany bo prześcignąłem swoją dzisiejszą antylopę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz