niedziela, 19 czerwca 2016

Rozgrzany silnik do czerwoności


  Dziś trening zaplanowany był na ranek, myślę sobie wybiegnę ok dziewiątej to taki straszny upał jeszcze mnie nie złapie, tym bardziej że dziś była zaplanowana sesja tlenowa jak ją nazywam. Czyli 8 km w tempie relaksacyjnym, potem mocna rozgrzewka i streching oraz 10x100 m pod górkę ile fabryka dała mocy i z powrotem spokojnym truchtem. Wybiegłem, po czwartym kilometrze mówię sobie, no to na drugą część treningu bardziej interwałowego szykuje się prawdziwe piekło temperatury. Jak się okazało godzina dziewiąta to za późno, słońce paliło niemiłosiernie i wyciskało ze mnie wszystkie soki. Nie poddam się myślę sobie, nawet jak nie dam rady to też dam radę:)
Te osiem kilometrów jakoś wytrzymałem, ale już byłem jedna wielką biegającą, spływającą struga potu. Rozgrzewka i streching, pare minut i potem ta górka....Popatrzyłem w słońce i na te górę, mówie...No nic albo ona albo kur..a ja! Wrzuciłem piąty bieg i pędem na górę, do piątego razu było jeszcze jako tako, przy ósmym razie czułem jak słońce odciska na mnie swe promienie coraz bardziej, płuca tak mocno pracowały, że myślałem iż wyskoczą mi z klatki piersiowej, krew w żyłach rozgrzana do piekielnej temperatury, cały mój wewnętrzny silnik był rozgrzany do czerwoności, był bliski przegrzania. Po dziesiątym podbiegu byłem wielce rad, że skończyłem trening. Kosztował mnie dużo, ale wiem na co pracuje i takie ciężkie warunki w bieganiu zaprocentują w najważniejszym momencie, kiedy będę dobiegał do mety zawodów to wyćwiczone płuca dadzą więcej powietrza do krwi, a zatem więcej powietrza to więcej mocy i na ostatniej prostej zredukuję bieg i wystrzelę jak strzała z łuku.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz