niedziela, 17 kwietnia 2016

Byłem wsparciem i uśmiechem


  Dziś w moim rodzinnym mieście odbyło się wielkie święto biegania maraton łódzki, Postanowiłem być wsparciem dla wszystkich, którzy pragną ten dystans pokonać. Zrobiłem tablice na której napisałem "wszyscy jesteście szurnięci!! Ale szacun!". Pomysł na to wziąłem z mojego pierwszego maratonu w Warszawie gdzie pewien starszy Pan jeździł wzdłuż trasy z podobnym napisem, sprawił mi duża przyjemność i zapamiętam go do końca życia. Podobnie ja dziś zrobiłem, jeździłem po trasie biegu, krzyczałem i dopingowałem. Celowo dotarłem na trasę 3 godziny przed końcem limitu czasowego by dopingować tych wszystkich którzy biegli pierwszy raz bądź nie mają taki wyśrubowanych czasów jak mocno zaawansowani. Bohaterowie biegu to dla mnie Ci wszyscy, którzy chcą ten dystans pokonać dla samego faktu ze zmierzeniem się z nim. Mają skurcze, na 30 którymś kilometrze boli ich wszystko, nogi są z ołowiu, organizm mówi stop, a głowa chce dalej.




Starałem się jeździć od 30 kilometra do końca, tam gdzie kryzys jest największy, gdzie dopada ściana, a paliwo się kończy. Reakcje były fantastyczne, zostałem wyściskany, wszyscy się uśmiechali, przebijali piątki.



Usłyszałem nawet od jednej dziewczyny "gdyby nie ty to bym zrezygnowała!". Byłem dumny ze swojego wsparcia, efekt zamierzony uzyskany. Chciałem by Ci ludzie wiedzieli, że wiem czym  jest taka walka i jestem z nimi. Dziękowali mi i mówili sam też jesteś szurnięty, że trzy godziny tak dopingujesz!



Na biegu nie zabrakło grup wsparcia muzycznych, na bębnach na fletach, byle głośno i pozytywnie.



Na takich biegach zawsze można poznać kogoś nowego, kogoś oryginalnego czy jako biegacz, czy jako kibic jak dziś. Tym razem poznałem Piotra z Kielc, facet który przebiegł kilkadziesiąt maratonów, biegów ultra, czy to płaskich czy górskich. Rozmawialiśmy z półtorej godziny, nie mogliśmy skończyć.



Dostałem zaproszenie do Kielc, opowiedział mi o wspaniałych górskich ultra maratonach we Francji, zapalił mnie do gór, w przyszłym roku zacznę startować w pofałdowanych rejonach. 
Za to nasza łódzka policja okazała się trochę spięta i wszystko brała na serio. Jak kibicowałem dosyć ekspresyjnie podszedł do mnie pan władza i mówi "zwracam panu uwagę żeby pan nie przekraczał krawężnika, może pan zachodzić drogę biegaczom, a oni są bardzo zmęczęni"... No co pan naprawdę??? - powiedziałem, rozśmieszył mnie ze swoim podejściem, ale ok...W końcu policja:)


Reasumując, przeżyłem wspaniałe chwile, przyczyniłem się do tego że wiele z tych osób mam nadzieję dzięki m.in. mnie pokonało maraton, że byłem przez krótką chwilę tak szczęśliwy jak oni. Bo biegaczem wg. mnie nie tylko trzeba być, ale trzeba się też czuć, ja dziś czułem energię wszystkich przemierzających ten dystans i mam nadzieję, że tej magicznej energii nie zabraknie mi nigdy i będę biegł aż do grobowej deski:)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz