środa, 10 sierpnia 2016

Zawodowe bieganie, po co?!!


 Wszystkie media trąbią o naszych ciężarowcach i ich koksowaniu. Siedząc cały dzień w pracy słuchałem wiadomości i co rusz, a to jeden z braci Zielińskich, a to drugi zainfekowany nandronolem, rzygać się chce już od newsów. Duch olimpijski? Jaki duch, koksują bo kasa i pieniądze, Rosja to już kuriozum fałszu i obłudy w dopingu. Pytanie przewrotne, ale słuszne po co sport zawodowy...Po jaką cholerę oglądać herosów, jak nie ma gwarancji że koksują i nas po prostu oszukują. Wiem oczywiście, że nie wszyscy ćpają anabole, ale współczesny sport jest po uszy umoczony w aferach, nie wiemy tylko jakich. To co wybucha to wierzchołek góry lodowej, presja i kasa robią ludziom wodę z mózgu. Perspektywa zdobycia medalu na olimpiadzie jest tak silna, że Tomasz Zieliński mistrz Europy wziął porcje środka dopingującego rodem ze średniowiecza i na co liczył...na czary, że mu się uda. Oglądam olimpiadę, czekam na królową sportu lekką atletykę, ale mam obawy czy to co oglądam to biegający koks czy prawda. Dla mnie sport amatorski to perła emocji, to co jest prawdziwe. Amatorzy mają w dupie koks, liczą się emocje i pasja.



 Kiedy biegniemy na 10 kilometrów czy nawet maraton..ktoś koksuje? Po jaką cholerę! Ewentualnie jakiś frajer skróci sobie drogę biegnąc na skróty, ot tyle. Pierwsze co jest podstawą to, że biegamy dla siebie, dla rodziny, nawet jeśli nawet nasz trening wykracza daleko poza normę amatorską, czy zaczynamy biegać jakieś kosmiczne dystanse od 50 km wzwyż to ciągle robimy to dla siebie, by zmierzyć się ze sobą, z własną słabością, granicą, z własnymi demonami. Najczęściej nagrodą na mecie jest uśmiech, euforia, niekontrolowany wybuch endorfin i własne, magicznie indywidualne spełnienie samego siebie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz